środa, 31 lipca 2019

Kocia historia, jak z filmu.

Witam wszystkich serdecznie! Oto mój nowy domownik - kotka Fiona. Absolutnie nie planowałam przygarnięcia kota, ponieważ mam bardzo schorowaną suczkę, wymagającą wiele troski, ale dramatyczne okoliczności sprawiły, że  ta kotka kilka tygodni temu znalazła się  w moim domu. Jest bardzo duża i bardzo spokojna. Zachowuje się naprzemiennie, jak kot i jak pies. Często się myje i śpi, ale na każde zawołanie jest przy mnie. Rano wita mnie polizaniem palca u ręki, potem chodzi za mną krok w krok i jest bardzo posłuszna, zainteresowana moją Tusią wyłącznie pozytywnie. Pani doktor  stwierdziła, że to mieszanka dachowca z kocia rasą Maine Coon.





















Kocia historia zaczęła się tak:
Syn przed wyjazdem na wczasy przywiózł mi  na przechowanie  swojego kota - Farciarza (widoczny na zdjęciu
z książką)Jest to białoszary dachowiec, bardzo przywiązany do swoich właścicieli, mnie również zna i lubi.


Nowe miejsce tak mu się jednak nie spodobało, że już pierwszego dnia zaczął uciekać i chować się po kątach. Pozamykałam wszystkie okna i drzwi, żeby mieć pewność, że nie wyjdzie na zewnątrz. Tak się w końcu schował, że 4 dni go nie widziałam , nie słyszałam, miski z wodą i karmą oraz kuweta były nietknięte. Zdenerwowałam się nie na żarty. Pomyślałam, że wlazł w jakąś dziurę i nie może wyjść. Dzieci w histerii totalnej, telefonicznie prosiły mnie, żebym poszukała go poza domem, bo rozpieszczony pupilek nie przeżyje, a oni najbliższy lot mają za kilka dni. Czułam się winna, chociaż nic złego nie zrobiłam. Wywiesiłam ogłoszenia, na osiedlu, szukałam na forach internetowych. Chodziłam  po ulicach, potrząsając miską z karmą wołając Farciarz! Farciarz ! Była sobota, godzina 20 - ta, szarawo i padał deszcz, gdy podbiegł do mnie z radością białoszary kot. Zarówno ja, jak i najstarszy wnuczek, który mi towarzyszył, byliśmy przekonani, że to Farciarz. Umaszczenie identyczne, miarki w oczach nie mieliśmy, nie zauważyliśmy, że to jest większe od naszej zguby,  wzięliśmy więc do domu. W nocy prawdziwy Farciarz, czując nowego kota, wyszedł ze ściany z rurami hydraulicznymi, przez szafkę pod zlewozmywakiem. Zamknęłam Farciarza w łazience, chociaż protestował i w duchu przyrzekałam sobie, że nigdy więcej, żadnego kota do domu nie przyjmę. Rano chciałam nowego kota zanieść w to samo miejsce, gdzie do mnie podszedł, ale się wyrywał i wracał do domu. Była niedziela, a ja chodziłam  od domu do domu i pytałam, komu zginął kot. Nikt się do niego nie przyznał. Znowu dawałam ogłoszenia i jednocześnie pojechałam z nowym kotem do lecznicy weterynaryjnej. Tam się dowiedziałam, że to dwu lub trzyletnia kotka, mieszanka dachowca z Maine Coonem, bardzo zarobaczona. Miałam wobec niej dług wdzięczności. Gdyby nie ona, to Farciarz by nie wyszedł, najpierw z uporu, a potem z braku sił. Kupiłam kotce leki, dałam dobrą karmę, nadałam imię żeńskie na "F", (skoro na ulicy, na imię Farciarz zareagowała) i żeby nie wołać na nią nowy kocie. Nie wyrzucałam jej z domu na siłę, czekałam na właściciela. Na naszym osiedlu wszyscy się znają i nowinki rozchodzą się bardzo szybko, ale przez kilka tygodni nikt się nie pojawił. Jakieś małżeństwo idące ulicą powiedziało mi, że ten kot faktycznie tu biegał, ale nie miał domu.






Fiona w momencie pojawienia się w moim domu weszła do transportera Farciarza, jak do swojego i to też nas zmyliło. Jak widzicie, nie wyglądała, tak jak teraz (na dwóch pierwszych zdjęciach).













Tu widać jej wielkość. Zajmuje 90 cm. szerokości łóżka i ma grube łapy.




















Z dnia na dzień Fiona w oczach piękniała. Białe łaty stawały się bielsze, sierść bardziej puszysta.















To też Fiona, czyż nie podobna do Farciarza?
Na grzbiecie ma o jedną, małą, białą łatkę mniej, niż Farciarz. Zdesperowana, zastanawiałam się w pewnym momencie, czy jej nie domalować, jak w filmie,
w którym  koty różniły się tylko końcówką ogona.





Finał mojej, kociej historii jest pozytywny:
- zaginiony kot szczęśliwie wrócił do swoich bliskich,
- bezdomna kotka znalazła dom,
- ja znalazłam urocze towarzystwo.




Choć to rzeczywistość, nie bajka, aż prosi się
o morał. M
oże go dopiszecie?

poniedziałek, 8 lipca 2019

Szydełkowy sweterek na roczek.



Witajcie!
Kolejny sweterek  dla Grzesia tym razem zrobiłam troszkę na wyrost:

szerokość przodu po zapięciu wynosi 27 cm.



szerokość tyłu - 27 cm.
długość tyłu - 35,5 cm.
długość rękawka:
od pachy w dół- 21 cm.
od ramienia w dół - 30 cm.
Zastosowałam cieniutką wełenkę, w kolorze mlecznej bieli i szydełko nr 2.


Korpus zaczęłam szydełkować od dołu, rzędami:
- oczka łańcuszka- 52 cm.
- zygzaczki (3 o. brzegowe, *słupek  - 1 o.
  łańcuszka - 1 słupek w to samo miejsce*
  słupek brzegowy),
- słupki,
- listwa szerokości 2 cm. *półsłupek - oczko
  łańcuszka*została wykonana na końcu.
Po zszyciu ramion zrobiłam taką samą listwę wokół szyjki i na zapięcie. Po zapięciu obwód korpusu wynosi 54 cm. Trzeba uważać, by rękawki wyszły identyczne.
Właściciel jeszcze sweterka nie zakładał. Mogę Wam tylko pokazać nasze wspólne,  majowe zdjęcie
z Rewy, życząc wszystkim udanych wakacji.


Pozdrawiam  serdecznie !