środa, 25 grudnia 2019

Życzenia świąteczne

Niech dobro i miłość, które są symbolem Świąt Bożego Narodzenia zagoszczą w naszych sercach i naszych domach, niech narodzony Jezus błogosławi nam w codziennym życiu i pracy. Życzę wszystkim na ten świąteczny czas wewnętrznej ciszy, która  pozwoli usłyszeć głos Boga, wiary, która umacnia, mądrości i dobrych ludzi wokół.

niedziela, 15 września 2019

ŚWIĘTO KWIATÓW OWOCÓW I WARZYW

Co rok przekazuję Wam relację z naszego wrześniowego święta. Wczoraj otwierał je Prezydent RP Andrzej Duda wraz z żoną Agatą, która w kwiecistym żakiecie wyglądała zjawiskowo.

Podbili serca mieszkańców swoją bezpośredniością. Sympatia okazała się dwustronna, bo dzisiaj znalazłam w sieci podziękowanie :https://polskieradio24.pl/5/1222/Artykul/2368308,Para-prezydencka-po-raz-piaty-wezmie-udzial-w-dozynkach-w-Spale

Parady nie fotografowałam i zdjęć nie mam, ale wystawy owszem. Okazało się, że kwiaty, owoce i warzywa mogą być muzykalne.





 jak zawsze zestawienia owoców i kwiatów i warzyw były kolorystycznie dobrane.





 Miasto zamieniło się w jeden, wielki stragan. Nie ominęłam również wystawy kotów.
Było dużo rasowych kociaków na sprzedaż, bagatelka po 1800 zł. Ja uważam, że kupowanie pupilów, po takich cenach jest niemoralne, gdy na ulicach znajduje się wiele podobnych zwierząt.
Czy moja Fiona nie ma takiego, samego pyszczka? Pozdrawiam wszystkich świątecznie.

wtorek, 13 sierpnia 2019

Wielki dzień Grzesia i sierpniowe zajęcia.













   

Grześ w lipcu skończył roczek. Uroczystość została połączona z Chrztem Św.




To był dobry pomysł, rodzina nie musiała się 2 razy zjeżdżać. Najstarszy wnuczek Kacper został ojcem chrzestnym i bardzo to przeżywał, a Grześ przez całą mszę był  grzeczny i dzielny. Potem zapanował pełen luz,  wszystkie moje wnuki bawiły się razem
Grzesiowi tak się impreza podobała, że ciągle bił brawo, tutaj na moich rękach.
Moje sierpniowe zajęcia, to głównie opieka nad zwierzętami, robienie przetworów i czytanie książek.

Tusia  z racji wieku ślepnie i w maju potłukła się, spadając z wysokiego parteru. Przestała chodzić i samodzielnie jeść, wyglądało to fatalnie. Zastrzyki przeciwbólowe, witaminowe, na przewodzenie, w końcu usłyszałam od pani weterynarz " już nie mam jej co dać". Straszne to jest, jak nie można bezbronnemu zwierzęciu pomóc. Zauważyłam jednak, że podczas kąpieli, w wodzie, Tusia sprawnie rusza łapkami, więc taką rehabilitację jej robiłam, co drugi dzień. Ostatnio trochę wyłysiała z powodu starczej choroby Cushinga , ale biega po ogródku, tylko po schodach ją noszę.





Staram się kotkę i suczkę trzymać w innych częściach domu, ale kilka razy mi się zdarzyło niechcący zamknąć je razem, w jednym pokoju i nic się nie stało. Za to obie jednakowo reagują na ptaki, próbując na nie polować. Dzisiaj Fiona potraktowała lipę, jak  wielki drapak, a Tusia ją obserwowała.











Na razie tylko trochę dżemów usmażyłam, jaśniejsze z uleny, z odrobiną soku cytrynowego, ciemniejsze to mieszanka śliwki i gruszki i też parę kropli cytryny dałam dla  ładniejszego koloru. Obie wersje w smaku są bardzo dobre, do ulubionych przez Julka naleśników idealne.













Już trzeci tom serii Karoliny Wilczyńskej  "Stacja Jagodno" czytam. Tematyka trochę mi przypomina popularne niegdyś słuchowiska radiowe " Matysiakowie lub " W Jezioranach".
 "Marzenia szyte na miarę" wydały mi się trochę rozwleczone, ciągłe delektowanie się babeczkami i częstowanie gości kompotem trochę przynudzało, ale potem zaczęły się ciekawe wspomnienia z czasów wojennych i dalsza akcja. Już się przywiązałam do głównych bohaterek, dobrze że to jeszcze nie koniec powieści.

Pozdrawiam wszystkich cieplutko !

środa, 31 lipca 2019

Kocia historia, jak z filmu.

Witam wszystkich serdecznie! Oto mój nowy domownik - kotka Fiona. Absolutnie nie planowałam przygarnięcia kota, ponieważ mam bardzo schorowaną suczkę, wymagającą wiele troski, ale dramatyczne okoliczności sprawiły, że  ta kotka kilka tygodni temu znalazła się  w moim domu. Jest bardzo duża i bardzo spokojna. Zachowuje się naprzemiennie, jak kot i jak pies. Często się myje i śpi, ale na każde zawołanie jest przy mnie. Rano wita mnie polizaniem palca u ręki, potem chodzi za mną krok w krok i jest bardzo posłuszna, zainteresowana moją Tusią wyłącznie pozytywnie. Pani doktor  stwierdziła, że to mieszanka dachowca z kocia rasą Maine Coon.





















Kocia historia zaczęła się tak:
Syn przed wyjazdem na wczasy przywiózł mi  na przechowanie  swojego kota - Farciarza (widoczny na zdjęciu
z książką)Jest to białoszary dachowiec, bardzo przywiązany do swoich właścicieli, mnie również zna i lubi.


Nowe miejsce tak mu się jednak nie spodobało, że już pierwszego dnia zaczął uciekać i chować się po kątach. Pozamykałam wszystkie okna i drzwi, żeby mieć pewność, że nie wyjdzie na zewnątrz. Tak się w końcu schował, że 4 dni go nie widziałam , nie słyszałam, miski z wodą i karmą oraz kuweta były nietknięte. Zdenerwowałam się nie na żarty. Pomyślałam, że wlazł w jakąś dziurę i nie może wyjść. Dzieci w histerii totalnej, telefonicznie prosiły mnie, żebym poszukała go poza domem, bo rozpieszczony pupilek nie przeżyje, a oni najbliższy lot mają za kilka dni. Czułam się winna, chociaż nic złego nie zrobiłam. Wywiesiłam ogłoszenia, na osiedlu, szukałam na forach internetowych. Chodziłam  po ulicach, potrząsając miską z karmą wołając Farciarz! Farciarz ! Była sobota, godzina 20 - ta, szarawo i padał deszcz, gdy podbiegł do mnie z radością białoszary kot. Zarówno ja, jak i najstarszy wnuczek, który mi towarzyszył, byliśmy przekonani, że to Farciarz. Umaszczenie identyczne, miarki w oczach nie mieliśmy, nie zauważyliśmy, że to jest większe od naszej zguby,  wzięliśmy więc do domu. W nocy prawdziwy Farciarz, czując nowego kota, wyszedł ze ściany z rurami hydraulicznymi, przez szafkę pod zlewozmywakiem. Zamknęłam Farciarza w łazience, chociaż protestował i w duchu przyrzekałam sobie, że nigdy więcej, żadnego kota do domu nie przyjmę. Rano chciałam nowego kota zanieść w to samo miejsce, gdzie do mnie podszedł, ale się wyrywał i wracał do domu. Była niedziela, a ja chodziłam  od domu do domu i pytałam, komu zginął kot. Nikt się do niego nie przyznał. Znowu dawałam ogłoszenia i jednocześnie pojechałam z nowym kotem do lecznicy weterynaryjnej. Tam się dowiedziałam, że to dwu lub trzyletnia kotka, mieszanka dachowca z Maine Coonem, bardzo zarobaczona. Miałam wobec niej dług wdzięczności. Gdyby nie ona, to Farciarz by nie wyszedł, najpierw z uporu, a potem z braku sił. Kupiłam kotce leki, dałam dobrą karmę, nadałam imię żeńskie na "F", (skoro na ulicy, na imię Farciarz zareagowała) i żeby nie wołać na nią nowy kocie. Nie wyrzucałam jej z domu na siłę, czekałam na właściciela. Na naszym osiedlu wszyscy się znają i nowinki rozchodzą się bardzo szybko, ale przez kilka tygodni nikt się nie pojawił. Jakieś małżeństwo idące ulicą powiedziało mi, że ten kot faktycznie tu biegał, ale nie miał domu.






Fiona w momencie pojawienia się w moim domu weszła do transportera Farciarza, jak do swojego i to też nas zmyliło. Jak widzicie, nie wyglądała, tak jak teraz (na dwóch pierwszych zdjęciach).













Tu widać jej wielkość. Zajmuje 90 cm. szerokości łóżka i ma grube łapy.




















Z dnia na dzień Fiona w oczach piękniała. Białe łaty stawały się bielsze, sierść bardziej puszysta.















To też Fiona, czyż nie podobna do Farciarza?
Na grzbiecie ma o jedną, małą, białą łatkę mniej, niż Farciarz. Zdesperowana, zastanawiałam się w pewnym momencie, czy jej nie domalować, jak w filmie,
w którym  koty różniły się tylko końcówką ogona.





Finał mojej, kociej historii jest pozytywny:
- zaginiony kot szczęśliwie wrócił do swoich bliskich,
- bezdomna kotka znalazła dom,
- ja znalazłam urocze towarzystwo.




Choć to rzeczywistość, nie bajka, aż prosi się
o morał. M
oże go dopiszecie?

poniedziałek, 8 lipca 2019

Szydełkowy sweterek na roczek.



Witajcie!
Kolejny sweterek  dla Grzesia tym razem zrobiłam troszkę na wyrost:

szerokość przodu po zapięciu wynosi 27 cm.



szerokość tyłu - 27 cm.
długość tyłu - 35,5 cm.
długość rękawka:
od pachy w dół- 21 cm.
od ramienia w dół - 30 cm.
Zastosowałam cieniutką wełenkę, w kolorze mlecznej bieli i szydełko nr 2.


Korpus zaczęłam szydełkować od dołu, rzędami:
- oczka łańcuszka- 52 cm.
- zygzaczki (3 o. brzegowe, *słupek  - 1 o.
  łańcuszka - 1 słupek w to samo miejsce*
  słupek brzegowy),
- słupki,
- listwa szerokości 2 cm. *półsłupek - oczko
  łańcuszka*została wykonana na końcu.
Po zszyciu ramion zrobiłam taką samą listwę wokół szyjki i na zapięcie. Po zapięciu obwód korpusu wynosi 54 cm. Trzeba uważać, by rękawki wyszły identyczne.
Właściciel jeszcze sweterka nie zakładał. Mogę Wam tylko pokazać nasze wspólne,  majowe zdjęcie
z Rewy, życząc wszystkim udanych wakacji.


Pozdrawiam  serdecznie !










sobota, 11 maja 2019

Niemowlęcy sweterek na Grzesiu.

Witajcie, dzisiaj pokazuję Wam zdjęcia sweterka, z poprzedniego posta, na Grzesiu, który ma 9 miesięcy. Okazało się, że tylko rękawki były zbyt ścisło zszyte od dołu i przez to troszkę za krótkie. Sprułam ścieg na okrętkę i  zszyłam je luźniej, ściegiem płaskim.  Wydłużyły się wtedy o 1 cm. i to wystarczyło. Pozostałe wymiary okazały się dobre.



Rękawek od pachy w dół ma 15 cm., od szyjki w dół - 29 cm. Obwód rękawka w najszerszym miejscu wynosi 24 cm. Długość całego sweterka -30 cm. Obwód sweterka po zapięciu - 52 cm. Gdyby zmierzyć po skosie, reglan o d pachy do szyjki, to wynosi 15 cm. Szyjka sweterka ma 34 cm., miękko dotyka szyjki dziecka, na trzecim zdjęciu od góry widać, że nie dusi.



Słonecznie wszystkich pozdrawiam!

piątek, 3 maja 2019

Sweterek niemowlęcy dla chłopca ? Przygoda Tusi.

Witam wszystkich majowo świątecznie! Zrobiłam sweterek  dla Grzesia, tylko nie jestem pewna, czy nie za mały, bo wnuczek rośnie w oczach, a mnie się trochę z robótką zeszło. Najlepiej  jednak kształtować wymiary, przykładając robótkę do dziecka. Inaczej, choć pomysł dobry, to ubranko może wystarczyć na bardzo krótko.

 Na powietrzu lepiej widać kolory.

Sposób wykonania sweterka :
Na druty nr 3 nabrałam 131 oczek. Planowałam dekoracyjne warkoczyki, ale  włóczka zbyt gruba, żeby niemowlęciu sztywne, uwierające baty zrobić. Inne wzory nie były widoczne z racji jaskrawego melanżu. Zrobiłam więc: listwy na zapięcie po 4 oczka oraz ściągacz *3 oczka prawe, 3 oczka lewe*. Po 8-miu centymetrach równomiernie zmniejszyłam liczbę oczek do 112, żeby sweterek nie przypominał  balona i zamieniłam ścieg na pończoszniczy.
Po przerobieniu 16- tu centymetrów robótki, wyodrębniłam przody i tył sweterka  i od tego miejsca dziergałam z trzech kłębków: przody po 31 oczek i tył 50 oczek.
W miejscach na pachy zmniejszałam liczbę oczek w każdym rzędzie, aż podstawy powstałych trójkątów wyniosły po 5,5 cm. Liczba oczek każdego przodu wynosi 26, a tyłu 43 oczka.
Na rękawki nabrałam na druty nr 3 po 42 oczka i na 1 drucie przerabiałam nieco ściślej ściągacz * 3 oczka prawe, 3 oczka lewe.* Po trzech cm. ściągacza przerobiłam nieco luźniej 2 rzędy ściegiem rowkowym (oczka prawe w rzędzie nieparzystym i parzystym)) i dalej kontynuowałam rękawki ściegiem pończoszniczym. Szerokość rękawka na tym etapie wynosi 19 cm. długość 6 cm.
Dalej  rękawki rozszerzałam 2 razy co 10 rzędów i raz po 7-miu rzędach, po jednym oczku na każdym brzegu, dochodząc do 48 oczek. Potem w każdym rzędzie  je zmniejszałam, tak by boki wpasowały się w trójkąt korpusu.  Na zdjęciu rękawek się zwija na bokach i dlatego wygląda na nierówny.
Po połączeniu korpusu z rękawkami,  na jednym drucie miałam 155 oczek I to był już początek karczka.

Zszyłam rękawki od dołu i pod pachami. Długość rękawka od dołu do pachy wynosi 14 cm. Długość korpusu sweterka od pachy do dołu - 18 cm. Karczek  zaczęłam przerabiać  tak, jak dół sweterka: po 4 oczka prawe na listwy, a reszta* 3 oczka prawe, 3 oczka lewe*.
Po wykonaniu 3,5 cm karczka zmniejszyłam liczbę oczek o 24. Na  poniższym zdjęciu widać, że ujęłam tylko oczka lewe, żeby góra sweterka korespondowała z dołem. 
Pod koniec dziergania karczka zmniejszyłam również liczbę oczek prawych, Starałam się chować oczko środkowe promienia, a nie brzegowe. Przy samej szyjce robiłam ściegiem* 1 oczko prawe, 1 oczko lewe*, ale nie zrobiłam stójki, żeby nie uwierała. Niżej blokowanie na ręczniku i styropianie. Po upraniu przypięłam szpilkami  sweterek do podłoża i tak sechł.                             
 Mieliśmy bardzo silny wiatr. Około godz. 14- tej Tusia była na podwórku, kiedy wyrwało szczebelek od ogrodzenia. Ciekawska na tyle ozdrowiała, że wyszła sobie na spacer poza posesję. Po kilkunastu minutach zauważyłam, że jej nie ma, no i rozpacz, szukanie na osiedlu, wywieszanie ogłoszeń. Załamana, wieczorem weszłam na stronę internetową naszego schroniska dla zwierząt, chociaż wydało mi się, że to  za wcześnie. Patrzę, a tu wyraźne zdjęcie mojej  podróżniczki, jak wyżej, z opisem oraz  informacją, że ok. godz. 16- tej  znaleziono ją na drugim końcu miasta, w okolicach szpitala, między samochodami. Czyżby jeszcze szukała swojego pana i jak tam dotarłaO  godz. 20-tej schronisko było już zamknięte i telefonu nikt nie odbierał. Nagrałam  więc na pocztę głosową  2 wiadomości. Kobieta, która ją uratowała, w nocy do mnie zadzwoniła, żebym się nie denerwowała i umówiłyśmy się na odbiór Tusi rano.  Sunia była przykurzona, wystraszona i zdezorientowana, ale nic jej się nie stało. Jestem pełna podziwu dla wolontariuszki, która opiekuje się całą gromadka starych, schorowanych i pokaleczonych psów.  Zrywając ogłoszenie poczułam wzrok, wbity we mnie, przez grupę dzieci z rowerami. Wyjaśniłam, że to moja sunia i już się znalazła. Kochane dzieciaki, powiedziały, że jej szukały.
Obie miałyśmy dużo szczęścia. Pozdrawiam wszystkich serdecznie!